Opinia Obywateli Nauki do projektu rozporządzenia o kosztochłonności
MNiSW przesłało Obywatelom Nauki do zaopiniowania projekt Rozporządzenia ministra nauki i szkolnictwa wyższego w sprawie współczynników kosztochłonności z dnia 23 listopada 2018 r. 17 grudnia przesłaliśmy do ministerstwa nasze stanowisko:
Opinia Obywateli Nauki na temat projektu Rozporządzenia ministra nauki i szkolnictwa wyższego w sprawie współczynników kosztochłonności z dnia 23 listopada 2018 r.
Projektodawca wskazuje, że sposób określenia wskaźników kosztochłonności dyscyplin opiera się na ankiecie przeprowadzonej w jednostkach (90% odpowiedzi). Należy jednak zwrócić uwagę, że jednostki naukowe i uczelnie miały się odnieść do pytań dotyczących:
- nakładów ponoszonych na działalność́ badawczą i rozwojową (z uwzględnieniem udziału nakładów w poszczególnych dyscyplinach);
- kosztów prowadzenia działalności dydaktycznej (…)
Opisana w uzasadnieniu projektu rozporządzenia metodyka uzyskania danych nie uwzględnia zmiennych, które mogły mieć znaczący wpływ na uzyskane rezultaty, co z kolei doprowadzić mogło do niewłaściwych wniosków nt. kosztochłonności badań w poszczególnych dziedzinach. Trzeba przede wszystkim zauważyć, że znaczna część środków wydatkowanych na badania naukowe była przyznawana uczelniom w drodze dotacji celowych, z kwotami przypisanymi poszczególnym wydziałom. Kwoty te zależały z kolei m.in. od wydawanego przez Ministra komunikatu w sprawie współczynników kosztochłonności badań w poszczególnych dyscyplinach. Tym samym na wysokość środków przeznaczanych badania w poszczególnych dziedzinach wpływ miały odgórne decyzje Ministerstwa. Nie można zatem przyjąć, że wyniki przeprowadzonej analizy odzwierciedlają koszty prowadzenia badań w warunkach swobodnej dystrybucji środków przez uczelnie. Raczej są one pochodną wcześniejszych szacunków Ministerstwa oraz innych uwarunkowań które wpływały na wysokość dotacji celowych oraz podział budżetu NCN między poszczególne dziedziny. Ponadto także poszczególnym kierunkom studiów przypisane były dotychczas współczynniki kosztochłonności, które mogły mieć wpływ na alokację środków otrzymywanych przez uczelnie w ramach dotacji podstawowej. Ankieta wymieniona w uzasadnieniu jest zatem metodologicznie błędna: jednostki zmuszone były de facto odpowiedzieć, jakie środki otrzymywały na prowadzenie badań i dydaktyki, ponieważ tylko w oparciu o przekazywane przez Ministerstwo środki mogły dotąd planować niezbędne nakłady.
Należy ponadto zauważyć, że koszty zależą nie tylko od reprezentowanych dyscyplin, ale także od innych czynników, jak np. ulokowanie danej uczelni w dużym lub małym ośrodku miejskim, różniących się chociażby kosztami pracy. Z tego względu proponowany sposób szacowania kosztochłonności należy uznać za anachroniczny, bo nie bierze on pod uwagę zróżnicowania możliwości działania poszczególnych jednostek znajdujących się w różnych regionach Polski.
Teoretycznie słuszne jest założenie, że prowadzenie kształcenia na profilu praktycznym realizowane jest według tych samych wskaźników, ale „obliczoną wartość podwyższa się o 0,5”. Zwracamy jednak uwagę na błędne przesłanki stojące za tym założeniem. Projektodawca uznaje bowiem, że zdobywanie praktycznego wykształcenia w warunkach pozwalających poznać przyszłe miejsce pracy musi pociągać za sobą większe koszty niż kształcenie o profilu ogólnoakademickim. Jest to połączone z kolei z przekonaniem, że prowadzenie podstawowych badań naukowych (do których studenci są przygotowywani, zachęcani i w których na studiach II stopnia już muszą uczestniczyć) jest działaniem tańszym. Oznacza to, że projektodawca nie dostrzega rosnących kosztów związanych z przemianami metodyki nauczania w szkole wyższej i z wprowadzaniem nowoczesnych form kształcenia na wszystkich kierunkach, także humanistycznych – wydaje się, że w przekonaniu projektodawcy do kształcenia na wielu kierunkach wystarczy długopis, kreda i tablica. Należy odnotować niekonsekwencję projektodawcy: z jednej strony MNiSW kładzie nacisk na przygotowanie absolwenta, nie tylko studiów o profilu praktycznym, do potrzeb rynku pracy i rozlicza uczelnie z efektywności w tym zakresie, a jednocześnie poprzez niekorzystne zmiany wskaźników kosztochłonności ogranicza uczelniom możliwości implementacji takich form kształcenia, które dawałyby absolwentom kompetencje zwiększające ich konkurencyjność.
Te same zastrzeżenia budzi określenie współczynników kosztochłonności prowadzenia działalności naukowej. W szczególności zwracamy uwagę na nieuzasadnione zaniżenie wskaźnika kosztochłonności dla części nauk społecznych i humanistycznych. Przykładowo, w obszarze nauk społecznych znajdują się również nauki behawioralne (psychologia, ekonomia eksperymentalna i finanse behawioralne, kognitywistyka), w których badania eksperymentalne stanowią podstawę aktywności badawczej. Badania te są szczególnie kosztowne, gdyż obejmują pomiary psychofizjologiczne i neurofizjologiczne, wymagają też zaawansowanego oprogramowania i przyrządów do badań eksperymentalnych. To samo dotyczy np. etnologii/antropologii kulturowej, w której podstawą kształcenia i działalności badawczej są kosztowne badania terenowe w kraju i poza nim czy historii, w której przypadku obok zajęć/badań terenowych, w coraz większym stopniu wykorzystywane są złożone narzędzia analizy danych masowych, statystycznych, (ikono)graficznych, geograficznych i językowych itp., z pogranicza wielu różnych dyscyplin. Na marginesie warto zauważyć, że tworzenie i rozwój tych narzędzi badawczych stanowi podstawowy obszar zainteresowania tak przez MNiSW, przynajmniej w deklaracjach, wspieranego nurtu humanistyki cyfrowej. Podobnie, MNiSW nie uwzględnia we wskaźniku kosztochłonności działalności badawczej nauk humanistycznych i społecznych lawinowo rosnących kosztów zakupów literatury, subskrypcji czasopism i dostępu do międzynarodowych baz danych – oczekuje jednak od badaczy publikacji w prestiżowych czasopismach i w wydawnictwach, do których oni, z powodu braku środków, nie mają na co dzień dostępu.
Generalnie, zwiększenie rozpiętości skali oraz obniżenie wskaźnika kosztochłonności dla dyscyplin humanistycznych i społecznych (z 1/3 lub 1/2 do w wielu przypadkach 1/6 wysokości skali) oznacza, wedle orientacyjnych wyliczeń (wobec braku dostępu do danych, które były podstawą wyliczeń dokonanych przez projektodawcę), zdecydowane pogorszenie się sytuacji finansowej nauk humanistycznych i części nauk społecznych, w warunkach, gdy już obecnie nakłady na te nauki są wysoce niezadowalające.
Niejasne są przyczyny, dla których projektodawca zakłada dla jednych dyscyplin znaczące rozbieżności między wskaźnikami kosztochłonności prowadzenia kształcenia i kosztochłonności prowadzenia działalności naukowej, zaś dla innych dyscyplin wskaźniki te pokrywają się (w szczególności dotyczy to nauk humanistycznych, gdzie ustalone są zresztą na najniższym możliwym poziomie). Nasuwa się przypuszczenie, że projektodawca nie dostrzega ścisłego związku między kosztami prowadzenia badań a prowadzenia dydaktyki (poza humanistyką, która uznana została za niskokosztową i w badaniach, i w dydaktyce), co np. wobec zaleceń MNiSW dotyczących zmiany charakteru studiów II stopnia (w szczególności w uczelniach badawczych) jest co najmniej zastanawiające.
Jednocześnie, w zaproponowanym nowym algorytmie obliczania wysokości subwencji współczynnik kosztochłonności będzie miał zdecydowanie większe znaczenie niż jakość prowadzonych badań, wyrażana w kategorii ewaluacyjnej. Tym samym projektodawca działa wbrew własnym deklaracjom o projakościowym charakterze zmian, którym służyć miała nowa ustawa Prawo o szkolnictwie wyższym. Zdaje się to również wskazywać, że z punktu widzenia projektodawcy jakość dydaktyki nie jest powiązana z jakością badań prowadzonych w danej dyscyplinie. Założenie to jest nie tylko błędne, ale także może rodzić poważne konsekwencje dla projektu wyłonienia uczelni badawczych, których zadaniem miało być również prowadzenie kształcenia na najwyższym poziomie.
Podsumowując, stwierdzamy, że podstawy, na których oparto wyliczenia wskaźników kosztochłonności, są niejasne metodologicznie, opiniowany projekt nie ma w żadnej mierze charakteru projakościowego, a wręcz przeciwnie – grozi, w szczególności w przypadku nauk o najwyższych wskaźnikach kosztochłonności, słabnięciem motywacji do podnoszenia jakości, a także niesie niebezpieczeństwo drastycznego obniżenia poziomu finansowania humanistyki i części nauk społecznych.