Wskaźniki kosztochłonności – dlaczego projekt rozporządzenia MNiSW budzi nasz niepokój

Home / Aktualności / Wskaźniki kosztochłonności – dlaczego projekt rozporządzenia MNiSW budzi nasz niepokój

Wskaźniki kosztochłonności – dlaczego projekt rozporządzenia MNiSW budzi nasz niepokój

 

 

Teoretycznie, zgodnie z przedstawionymi dokumentami (przede wszystkim – uzasadnienie projektu rozporządzenia oraz oceną skutków regulacji) określenie wskaźników kosztochłonności jest przeprowadzone zgodnie ze sztuką evidence based policy, czyli wynika z dobrego rozeznania rzeczywistych wydatków ponoszonych przez szkoły wyższe po to, by ustalić realne koszty prowadzenia działalności badawczej i dydaktycznej. Niestety, to oparcie na dowodach czy danych jest w tym wypadku pozorne.

Wprawdzie na ankietę rozesłaną przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego odpowiedziało 90% jednostek, należy jednak zwrócić uwagę, że jednostki naukowe i uczelnie miały się odnieść do pytań dotyczących:

  1. nakładów ponoszonych na działalność́ badawczą i rozwojową (z uwzględnieniem udziału nakładów w poszczególnych dyscyplinach);
  2. kosztów prowadzenia działalności dydaktycznej (…)

Dotychczas podmioty (zwłaszcza publiczne) działające w systemie szkolnictwa wyższego i nauki funkcjonowały w oparciu o odpowiednie dotacje (na działalność dydaktyczną oraz utrzymanie potencjału badawczego). I z tego powodu każda rozsądnie działająca instytucja, a ciągle należy mieć nadzieję, że takich jest większość, musiała w prowadzeniu nauczania i badań naukowych tak skalkulować koszty, by nie generować strat i zmieścić się w budżecie, zgodnie z ustawą o finansach publicznych.

Z tego powodu ankieta wymieniona w uzasadnieniu jest metodologicznie błędna, bo jednostki powinny były zasadniczo odpowiedzieć, jakie środki otrzymywały na prowadzenie badań i dydaktyki, ponieważ tylko w oparciu o przekazywane przez Ministerstwo środki mogły dotąd planować niezbędne nakłady. Czyli, zastosowany przez Ministerstwo mechanizm rozeznania sytuacji bardziej odnosił się  do dawnych możliwości, niż do rzeczywistych potrzeb uczelni i jednostek naukowych.

Co więcej, o ile można uznać za słuszne różnicowanie kosztochłonności prowadzenia kształcenia ze względu na przynależność do różnych dyscyplin naukowych, to nie potrzeba zbyt wielkiej wiedzy i wyobraźni, by zrozumieć, że koszty zależą nie tylko od reprezentowanych dyscyplin. Przecież oczywiste jest, że koszty prowadzenia działalności dydaktycznej będą wyższe w Warszawie niż w mniejszym ośrodku, co wynika choćby z konieczności dostosowania do lokalnych warunków wysokości oferowanego pracownikom wynagrodzenia czy z wyższych kosztów wielu podejmowanych inwestycji. Z tego względu proponowane rozwiązanie należy uznać za anachroniczne, bo nie biorą one pod uwagę zróżnicowania możliwości działania poszczególnych jednostek znajdujących się w różnych regionach Polski.

W końcu, teoretycznie słuszne jest założenie, że prowadzenie kształcenia na profilu praktycznym realizowane jest według tych samych wskaźników, ale „obliczoną wartość podwyższa się o 0,5”. Jest to przejaw przykrego, ale nieodosobnionego lekceważącego podejścia do uprawiania nauki. Wychodzi on z założenia, że zdobywanie praktycznego wykształcenia w warunkach pozwalających poznać przyszłe miejsce pracy musi pociągać za sobą większe koszty. Jest to połączone z kolei z przekonaniem, że prowadzenie badań naukowych (do których studenci są przygotowywani, zachęcani i w których na studiach II stopnia już muszą uczestniczyć) jest działaniem tańszym. Nawet w obrębie tak typowo humanistycznych kierunków jak historia, etnologia czy literaturoznawstwo kształcenie na poziomie uniwersyteckim musi oznaczać coś więcej niż tylko konieczność dokonywania znaczących zakupów literatury czy to naukowej, czy to pięknej w ilości, która umożliwi wszystkim studentom dostęp do niej i w ten sposób pozwoli na prowadzenie badań naukowych. W XXI wieku rzetelne kształcenie akademickie musi pociągać za sobą konieczność poszerzania wiedzy za granicą czy na zajęciach terenowych. A wyjazdy studyjne jako integralna część kształcenia akademickiego wydaje się oczywistością, jeśli chcemy stać się edukacyjną konkurencją dla uniwersytetów z innych krajów.

I w ten sposób przekonanie, że działalność dydaktyczna prowadzona w oparciu o rzetelne i aktualne badania naukowe przy jednoczesnym włączaniu w nie studentów jest tańsza, stanowi przykry dowód na brak zrozumienia dla samej idei uprawiania nauki i przekazywania naukowych pasji następnym pokoleniom.

 

Radosław Rybkowski

Contact Us

We're not around right now. But you can send us an email and we'll get back to you, asap.